Odczep się od męża swego, a cudzego omijaj z daleka. Czyli jak nie zabić piosenki iluzją
Wiosna w rozkwicie. W Parku Cegielnia, pod niebem unoszą się samolociki, latawce, piłeczki, lotki… Na trawie lądują koce, krzesełka, leżaki. Po okolicy roznosi się wesoły gwar rozmów i dziecięcy śmiech. Ale tegoroczna majówka kojarzyć mi się będzie przede wszystkim z piosenką zespołu T.Love pt. „Chłopaki nie płaczą”, której chóralne wykonanie przy akompaniamencie perkusji niosło się pewnego popołudnia wokół stawu ERG. Słuchałam jej w pętli czasowej wraz z rybami czmychającymi przed wędkarskimi haczykami, aż naszła mnie myśl: „Odczep się od męża swego. I cudzego też”. Jako że staram się nie czepiać mężów – cudzych w ogóle, a swojego jak najmniej – potraktowałam „męża” jako metaforę talentu.

Odczep się od męża swego, a cudzego omijaj z daleka. Czyli jak nie zabić piosenki iluzją
Majówka bowiem zapadła mi w pamięć również fałszującą z rozbrajającą pewnością siebie Florence Foster Jenkins, w którą fenomenalnie wciela się Grażyna Bułka w spektaklu „Boska!” granym na deskach Teatru Śląskiego. Pod jej wpływem uznałam, że jedną z najtrudniejszych rzeczy jest uwolnienie się od, niezgodnych z posiadanymi zdolnościami, nierealnych oczekiwań wobec siebie i świata.
Tych prezentów nie wymienisz
Ciągle poszukujemy: sensu, akceptacji, miłości, zrozumienia, sposobów na spełnienie marzeń... Próbujemy dostosować życie do wymagań, które sami sobie narzucamy, często pod wpływem różnych ludzi i okoliczności. Bywa więc, że nasze cele są niemożliwe do osiągnięcia. A przecież każdy z nas jest wyjątkowy i ma dopasowany do swoich talentów zestaw narzędzi, którymi posługuje się od piaskownicy. Rozpoczynając życie, o którym myślę, że jest szkołą duszy, człowiek otrzymuje tytę i plecaczek, nie mając wpływu na to, co tam zapakowano. Krótko mówiąc, ma takie predyspozycje, jakie otrzymał, przychodząc na świat. Dopiero później widzi, że chciałby wymienić zawartość plecaka i rożka z łakociami.
Iluzje wciągają umysł w niebezpieczny stan
Kiedy zostajemy sam na sam ze sobą w czterech ścianach, w swoim umyśle, w swoim wnętrzu musimy czuć, że wszystko z nami jest w porządku. Bo tak naprawdę liczy się to, co sami o sobie myślimy. I lepiej jest, gdy mamy o sobie jak najlepsze niż najgorsze zdanie. Wtedy gonimy za wyidealizowanym obrazem siebie, zamiast wpadać w niekończący się dół braku poczucia własnej wartości. Trzeba jednak uważać, żeby nie przekroczyć granicy między rzeczywistością a złudzeniem, która kusi swoją atrakcyjnością.
Do wszystkiego pchają nas bowiem emocje i iluzje. One wciągają mózg w inny, lepszy świat koncentrując uwagę na przyjemności odtwarzanego w głowie filmu niczym zdolny hipnotyzer. A mózg lubi być na haju, snuć fałszywe, uszczęśliwiające wyobrażenia – czy to o romantycznej miłości, czy wielkości jego właściciela; lecz kraina wiecznej szczęśliwości nie istnieje. Przynajmniej tu, na Ziemi. Po wielkich wzlotach i sukcesach przychodzi codzienność, kotary opadają, makijaż spływa, a potem zostajemy sami ze swoim życiem i prawdą o sobie. Jeśli pozwolimy nim iluzji zawładnąć, przepadniemy w urojeniach o swej wielkości jak „najgorsza śpiewaczka świata” Florence Foster Jenkins. Odczepmy się więc od fałszywego obrazu siebie, ale myślmy o sobie jak najlepiej.
Bez euforii, za to z klasą
Podsumowując, uważam, że aby urwać się z haczyka iluzji, trzeba być świadomym tego, w którym momencie zaczynamy za dużo sobie wyobrażać i tracić grunt pod nogami, podążając za jakimś nierealnym celem. I wiedzieć, kiedy dać odetchnąć swojemu mężowi, a cudzego omijać z daleka; kiedy przestać marzyć o karierze operowej, a skupić się na tym, do czego mamy naturalne predyspozycje. Myślę, że gdybym ja chciała być primadonną, lecz nie dysponowałabym odpowiednią skalą głosu, to pomyślałabym raczej o piosence aktorskiej. Starałabym się być najlepszą na osiągalnym dla mnie poziomie. I spełniać marzenia, może bez euforii, za to z klasą.
Nie uduś męża
W życiu wszystko mija, na szczęście nie tylko to, co dobre, ale też to, co złe i można doczekać się rzeczywistości ze snów. Ale warto przy tym pamiętać, że gdy już uda się dosięgnąć ambitnego celu i zrobić wielką karierę, to i tak nasze pięć minut kiedyś minie. Szczęście trzeba więc dawkować sobie z największą uważnością; zaś mężowi (czytaj swojemu talentowi) trzeba dać przestrzeń do rozwoju, bo inaczej zacznie brakować mu tchu. A jak człowiek będzie się dusił, to w najlepszym razie otworzy okno, a w najgorszym wyjdzie po zapałki i nie wróci. Natomiast za cudzego męża lepiej się nie brać, bo iluzją nieograniczonych możliwości można zabić każdą piosenkę, zwłaszcza tę o miłości.